Wolnym krokiem podchodzę w stronę głazu, na którym znajduje się
Derek. Wygląda bardzo spokojnie. Słońce świeci mu w twarz, ale jemu to nie
przeszkadza, bowiem uśmiecha się leniwie, co powoduje, że na mojej twarzy
również pojawia się lekki uśmiech. Oboje znajdujemy się na dużej zielonej łące,
wokół rosną kolorowe kwiatki, słychać śpiew ptaków, stukot dzięcioła, który
leczy jakieś schorowane w głębi pobliskiego lasku drzewo. Delikatny wiatr,
który rozwiewa dmuchawce, wprawia moje rude włosy w ruch. Przez kilka sekund
obserwuję Dereka w bezruchu, następnie spoglądam na białą sukienkę do kolan, w
którą jestem ubrana, po czym – zakładając uprzednio dłonie na piersi – podążam
w jego stronę. Nie wiem, czy mnie słyszy. Wciąż wystawia twarz do słońca, aż w
końcu odwraca ją w moją stronę i spogląda na mnie tymi swoimi niebieskimi
oczami. Oczami, które często mi się śniły, ale też tymi, które prześladowały
mnie za dnia. Oczami, których kolor jest głęboki i piękny jak czyste, lazurowe
morze. Niepewnie chwyta mnie w pasie i przyciąga do siebie, a ja zakładam mu
ramiona na szyję. Wpatruję się w jego oczy, próbując z nich coś wyczytać,
jednak nie udaje mi się to. Nie potrafię tego dokonać, choć bardzo pragnę.
Pamiętam jednak jego ostatnie słowa, gdy stwierdził, że kiedyś nauczę się go
odczytywać. Do tego czasu muszę być cierpliwa. Wdycham słodki zapach jego
perfum, które tak lubię i on o tym doskonale wie. Nagle odwraca głowę gdzieś w
bok i spogląda za mnie. Jego twarz zmienia się. I pogoda też się zmienia. Derek
wydaje się być teraz niespokojny, na czole pojawia mu się zmarszczka, jakby coś
go nurtowało. Słońce nagle schowało się za chmurami, łąkę spowił głęboki cień.
Chcę zapytać Dereka, o co chodzi, jednak ten nagle wstaje i przykłada mi palec
do ust, bym nic nie mówiła. Przymyka oczy, po czym chwyta moją dłoń i biegiem
kieruje się w stronę lasu, gdzie każe mi się ukryć. „Zostań tutaj”, szepcze,
całuje moje czoło, po czym wraca na polanę. Obserwuję jego sprawne ruchy, jakby
doskonale wiedział, co robi. Wtem z naprzeciwka niego idzie jakaś postać. Z
biegiem chwili orientuję się, że jest to młody mężczyzna, około 25-letni w
charakterystycznej skórzanej kurtce. Był wzrostu Dereka, podobnej budowy ciała,
ciemne i krótkie włosy i zielone oczy, które już widziałam. „O matko”, szepczę
do siebie po kilku sekundach i przykładam dłoń do ust. W dłoni trzyma coś na
wzór miecza albo czegoś podobnego. Czuję na sobie jego wzrok, dlatego oddycham
głęboko i ruszam w stronę Dereka. Chwytam mocno jego ramię, na co ten zaczyna
na mnie krzyczeć, bym uciekała. Zaprzeczam i upieram się, że nigdzie nie idę.
Na twarzy czuję słone krople deszczu. Zaczyna padać. Derek odpycha mnie od
siebie, po czym blokuje ruch atakującego mężczyzny. Walczą przez kilka minut,
raz przewagę ma Derek, raz ten drugi. Obaj atakują i bronią się. Nagle tamten
przewraca się, a kiedy znów staje na nogach z jego nosa cieknie krew. Wydaje mi
się, że ma go złamany, ale nie mam pewności, bo zaczęło naprawdę mocno padać.
Powoli nie potrafię rozróżniać ich sylwetek. Rozpoznaję ich jedynie po oczach,
jeśli je zauważę i po mieczu, który trzyma tamten. Nagle wszystko ustaje.
Słyszę krzyk Dereka, który nakazuje mi uciekać jak najdalej, i śmiech tamtego.
Przed oczami miga mi miecz z czymś czerwonym na swoim ostrzu. Wzrokiem
odszukuję Dereka, po czym podbiegam do niego. Leży na trawie, która robi się
czerwona. Oddycha ciężko. Z jego klatki piersiowej wypływa krew. Nie potrafię
mu pomóc, choć tak bardzo bym tego chciała. „Moje własne przeznaczenie”,
szepcze słabo. Widzę, jak opuszczają go siły, coraz trudniej złapać mu oddech.
„Przeznaczenie”, ponawia ten wyraz, po czym spogląda na mnie ostatni raz, a
następnie zamyka oczy, klatka piersiowa przestaje się unosić, krzyczę do niego,
by mnie nie zostawiał, ale on nie słyszy. Jego już nie ma. Nie żyje. Odszedł.
Zostawił mnie. Mężczyzna odchodzi, a po łące roznosi się mój krzycz zmieszany z
płaczem.
Obudził mnie mój własny krzyk. Z nierównym oddechem usiadłam na
łóżku i rozejrzałam się po pomieszczeniu. W pokoju było prawie ciemno. Jedynym
źródłem światła był księżyc, którego biała poświata padała na moje łóżko.
Przetarłam dłońmi mokrą od potu i łez twarz, po czym ruszyłam do łazienki,
gdzie przemyłam twarz zimną wodą.
Nie wiedziałam, skąd nagle taki sen. To był pierwszy raz, kiedy
śnił mi się Derek. Pierwszy raz, gdy sen mnie zbudził. Pierwszy, gdy obudziłam
się z krzykiem.
- Nadia? – uniosłam głowę znad umywalki, słysząc głos
zaniepokojonego Isaaca. Niepewnie podszedł w moją stronę, próbując dłonią
ułożyć sterczące we wszystkie strony włosy. Spojrzałam na niego piekącymi od
łez oczami i usiadłam na podłodze z cichym westchnieniem, po czym oparłam rozgrzane
ciało o chłodne kafelki na ścianie.
Poczułam, że zajmuje miejsce obok mnie i obejmuje ramieniem.
Chwyciłam jego dłoń, którą zarzucił na moje ramię. W słabym świetle lampki obok
lustra, którą zdążyłam zapalić, mogłam dostrzec jaśniejsze plamki na jego
dłoniach. Blizny. Pamiątki po dniu, o którym każde z nas chciałoby zapomnieć.
Przejechałam koniuszkiem palca po jednej z nich w kierunku nadgarstka, kiedy
raptownie spojrzałam w kierunku twarzy Isaaca.
- Co to za blizna? – Isaac delikatnie wzruszył ramionami, po czym
mruknął wymijająco – sprzed kilku lat, mało ważna pamiątka.
Skinęłam delikatnie głową. Poczułam, że Isaac przykłada mi swoją
wolną i chłodną dłoń do czoła.
- Masz gorączkę. – stwierdził cicho, na co ja wzruszyłam
ramionami. Nie czułam się źle. Byłam jedynie niewyspana, bo przecież sen nie
dał mi na to szans. Nie bolała mnie głowa, kompletnie nic. Prócz kostki, która
ucierpiała dzisiejszego wieczoru. Isaac nie widział śladu, całe szczęście.
Jeszcze bym musiała mu wszystko tłumaczyć od początku, na co nie miałam ani
ochoty, ani sił. Chwycił moją dłoń, uprzednio wstając, wyprowadził do pokoju i
zarzucił na moje ramiona swoją bluzę. – Zrobię ci herbatę.
Skinęłam delikatnie głową niezdolna do wypowiedzenia jakichkolwiek
słów.
Chwilę później siedziałam już na kanapie w salonie z kubkiem
gorącej herbaty w dłoniach wtulona w Isaaca.
- Co ci się śniło? – jego ochrypnięty jeszcze od snu głos przerwał
ciszę panującą pomiędzy nami.
- Derek – powiedziałam niepewnie. Poczułam, że znów się spiął,
dlatego chwyciłam jego dłoń, tą pokrytą bliznami. Nieco się uspokoił. – To
jedno wiem na pewno.
Mruknął coś pod nosem, czego nie zrozumiałam. Nie chciałam go
okłamywać i teoretycznie tego nie zrobiłam, a jednocześnie nie chciałam, by
konflikt pomiędzy Derekiem a Isaaciem jeszcze bardziej się powiększył. Ja byłam
tutaj wystarczającym powodem. Przecież powiedziałam prawdę. Nie całą, ale
prawdę. A to się liczy, prawda?
Upiłam kolejny łyk gorącej herbaty i skinęłam głową w stronę
naszych splecionych dłoni.
- Powiesz mi?
Blizna przecinała nadgarstek wzdłuż, przechodząc delikatnie przez
miejsce zgięcia. Lekko szarpana na końcach i w niektórych miejscach na jej
brzegach, ale sama blizna dostrzegalna była dopiero pod światło.
- To trochę potrwa – spojrzał na mnie niepewnie i przykrył nasze
nogi kocami.
- Mamy czas – uniosłam dłoń z kubkiem w dłoni ku górze. Skinął
powoli głową, wygramolił się spod ciepłego koca, po czym stojąc twarzą do mnie
ściągnął koszulkę, a następnie powoli odwrócił się plecami. Dopiero teraz
uświadomiłam sobie, że pomimo tego, iż widziałam już Isaaca bez koszulki, nigdy
nie widziałam jego pleców, przez które ciągnęło się kilkanaście blizn. Jedne
się ze sobą łączyły, jedne nie miały nic wspólnego z drugimi.
- To było dwa lata temu.. – powiedział cichym głosem, kiedy już
ubrał koszulkę i zajął na powrót miejsce na kanapie. Oboje jednak usiedliśmy
naprzeciw siebie. Chwyciłam więc jego dłoń i wsłuchiwałam się w historię
opowiedzianą pełnym bólu i cierpienia głosem.
spróbuj tylko zabić Dereka, a ja zabije ciebie! ;3 /Annie.
OdpowiedzUsuńOj, oj! NIE JEST MI ŻAL ISAACA! Nie lubimy sie ;c
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej Dereka ^^ /W.
Ciekawe i ambitne ;D taka ksiazke bez problemu bym kupila i z checia przeczytala ;)/ R
OdpowiedzUsuń