"Dobrze mi się z Tobą rozmawia. Nawet, gdy razem milczymy."
Chwyciłam klamkę, by sprawdzić,
czy zamknęłam samochód, po czym odczekałam pół minuty na Tanyę, która podążała
w moim kierunku. W tym samym momencie ujrzałam mężczyznę stojącego pośród drzew
i wyraźnie mi się przyglądającego. Był wysoki, może z metr osiemdziesiąt, około
trzydziestu lat. Nie znałam go. Miałam prawo do tego – przecież mieszkałam
tutaj zaledwie kilka miesięcy. Stał tam nieruchomo w skórzanej kurtce i
wydawało mi się, że nawet nie drgnął, gdy zawiał chłodny listopadowy wiatr.
Otuliłam się szczelniej swoim kremowym płaszczem odrywając od niego wzrok i
uśmiechając się do Tanyi.
- Wybieramy się z Dorianem w piątek na koncert tego
rockowego zespołu, który przyjeżdża – zaczęła od razu, gdy tylko zrównała ze
mną krok i skierowałyśmy się w stronę wejścia do szkoły. – Idziesz z nami?
- Z nami to znaczy z tobą i z twoim narzeczonym? –
zapytałam, by się upewnić.
Tanya spotykała się z Dorianem prawie dwa lata, jakieś trzy
miesiące wcześniej oświadczył się jej, twierdząc, że bez niej nie wyobraża
sobie przyszłości. Taka to miała szczęście. Z resztą – nie dziwiłam się. Była
piękna. Długie kasztanowe włosy spływały falami na jej plecy. Czekoladowe oczy
idealnie pasowały do oliwkowej cery. Wyglądała niesamowicie, cokolwiek by na
siebie nie założyła.
On natomiast był obiektem
westchnień większości dziewczyn w szkole, które wciąż nie dopuszczały do siebie
myśli, że zostawi moją najlepszą przyjaciółkę dla którejś z nich. Był kapitanem
szkolnej drużyny koszykówki, dobrze się uczył, a każdą wolną chwilę pomiędzy treningami
i szkołą poświęcał właśnie jej. Chłopak marzenie, choć wiedziałam, że mieli
wzloty i upadki.
Skinęła delikatnie głową, przenosząc na mnie spojrzenie.
- Nie, nie zamierzam być tam piątym kołem u wozu –
stwierdziłam, wzruszając ramionami. Dziwnie bym się z tym czuła, patrząc, jak
się dobrze bawią, podczas gdy ja miałam bawić się sama.
- Zaproś go.
- Kogo niby?
- Dereka, a kogo – parsknęła rozbawiona, kiedy mijałyśmy
przy wejściu grupkę dziewczyn z młodszych klas.
- Słucham?
- Nadia – mruknęła wciąż się śmiejąc – dobrze wiem, jak na
ciebie patrzy. I widzę to coś w twoich oczach.
Zmrużyłam delikatnie oczy, spoglądając na nią. Nie miałam
zielonego pojęcia, o co jej chodzi. Przyglądając się sobie dzisiaj w lustrze,
niczego nie dostrzegłam. Żadnej zmiany. A przynajmniej nie fizycznej, bo o
psychicznej wolałam nie mówić.
- Cóż – zaczęłam wolno, kiedy dotarłyśmy do swoich szafek i
oparłam się o jedną z nich. – Raczej wątpię, że by się zgodził. Według mnie
jest typem odludka, który trzyma się z daleka od ludzi.
- Ach, i wyciągasz takie wnioski tylko po tym, jak
widziałaś, ze z nikim nie rozmawia i się nie trzyma?
- A nie jest tak?
- Może po części jest. Ale to dobry facet. Tylko.. – urwała
na chwilę, żeby wziąć głęboki oddech i przenieść na mnie swoje spojrzenie, nim
zamknęła szafkę. – za dużo przeżył i wydaje mi się, że boi się już ufać
ludziom.
Uniosłam brew ku górze. Tego nie
wiedziałam. Nikt mi nic nie powiedział, chociażby Alan, który przecież spotykał
się z jego siostrą.
- Co masz na myśli??
Zagryzła delikatnie swoją dolną wargę i poprawiła pasek
skórzanej torebki.
- Zapytaj go.
- Ale o co dokładnie mam zapytać?
- Po prostu zapytaj, dlaczego nie ufa ludziom. Jeśli ufa
tobie, prawdopodobnie się tego dowiesz. Jeśli nie, nie drąż tematu.
Szczególnie, gdy ci zależy. Bo go stracisz.
Jej smutne słowa sprawiły, że spuściłam nieco głowę.
Do klasy dotarłyśmy w zupełnej ciszy.
Godzina historii z panem Harrisem powinna dzisiaj szybko zlecieć, bo miał w
końcu oddać nasze zaległe sprawdziany i podać tematy dodatkowych wypracować,
poprzez które będzie można poprawić sobie oceny na zakończenie semestru. Orłem
z historii może nie byłam, ale wyższa ocena brzmiała dobrze.
- Jeśli ktoś bardzo tego pragnie, niech zgłosi się do mnie
po lekcji, a rozdzielę je wam – głos pana Harrisa, mimo że był cichy, docierał
nawet na koniec sali, gdzie siedziałam. Zamieniłam się miejscem z Dennisem,
który zgodził się bardzo chętnie, bo ostatnio miał jakieś problemy ze wzrokiem.
Poczułam wibracje komórki, które
oznaczały nadejście wiadomości. Na ekranie widniało imię Dereka. W tym momencie
nawet nie byłam pewna, czy dawałam mu swój numer czy sam sobie wziął. Po prostu
po wczorajszym pocałunku wszystkie sprawy z nim zaczęły mi się mylić, jakby
tego wszystkiego było za dużo naraz i mój umysł nie dał sobie rady z tak
szybkim uporządkowaniem sobie tego. Miałam jednak nadzieję, ze cały ten bałagan
w mojej głowie zniknie do końca dzisiejszego dnia, a nawet szybciej.
„Masz
ochotę na gorącą czekoladę po szkole?”
Uniosłam brew ku górze w geście wielkiego zdziwienia.
Przecież dopiero zaczęła się pierwsza lekcja, a on już myślał o popołudniu.
Szybki był, nie ma co.
„Jeśli
dożyję końca lekcji, to się zobaczy.”
Nie zamierzałam dawać mu wielkich nadziei na spotkanie.
Przez ten czas mogło się jeszcze wydarzyć sporo rzeczy, o których wolałam nawet
nie myśleć, by ich nie przywoływać.
Telefon znów zawibrował, ale na ekranie pojawiło się tym
razem imię Isaaca.
„Możemy
porozmawiać podczas lunchu? To bardzo ważne”
Westchnęłam cicho, ale zgodziłam się. Cóż więcej miałam do
stracenia? To, co mogłam, już nie należało do mnie. Spojrzałam mimowolnie na
sylwetkę Isaaca siedzącego pod oknem i wyłapałam jego wzrok skierowany na mnie.
Jego oczy były dziwnie smutne, choć widziałam je zaledwie kilka sekund, bo automatycznie
się odwrócił.
Po dzwonku wrzuciłam telefon do
torebki i udałam się do biurka pana Harrisa, by otrzymać od niego temat
zadania. Spojrzał na mnie dziwnie, kiedy mnie zobaczył.
- Przecież wychodzi ci bardzo dobra ocena, nie masz tu nic
do poprawy – zauważył zaskoczony i wyprostował się. Mogłeś tego nie robić,
mruknęłam w duchu. Był wyższy ode mnie o głowę i jak na swoje prawie
czterdzieści lat wyglądał lepiej niż niejeden dwudziestolatek. Szczupły,
wysportowany, choć muskułów nie dało się znaleźć, i nawet przystojny.
Kruczoczarne włosy, zazwyczaj w nieładzie i ciemne oczy. Zazwyczaj w dżinsach i
koszuli bądź w smokingu. Sprawiał wrażenie tajemniczego i nieco zamkniętego w
sobie, i w niczym nie przypominał nauczyciela historii.
- Muszę czymś wypełnić wolny czas – odpowiedziałam z lekkim
uśmiechem. Po kilku minutach dopiero otrzymałam swój temat. Wyszłam z klasy
posyłając nauczycielowi ostatni uśmiech.
W myślach modliłam się, by czas
płynął wolniej. W głębi duszy obawiałam się spotkania z Isaaciem, choć
wiedziałam, że ono nic nie będzie znaczyło. Zresztą, dziwiłam się, bo przecież
nie rozmawialiśmy ze sobą od dłuższego czasu, nie licząc oczywiście sobotniej
nocy, kiedy to wyciągałam go z klubu na prośbę jego dziewczyny. Przez całą
niedzielę Derek się nie odezwał, jakby chciał mi dać czas do namysłu po tym
pocałunku. Owszem, myślałam nad tym, ale nie wiedziałam, co z tym zrobić.
Kompletnie nic nie przyszło mi przez ten weekend do głowy.
Minuty upływały za szybko i nim
się obejrzałam, była godzina lunchu. Isaaca spotkałam przed wejściem na boisko.
Tak, jak się umówiliśmy. Na jego twarzy pojawił się niepewny uśmiech, kiedy
zajmowaliśmy miejsce na trybunach, z dala od ławek przed szkołą. Nie
przypominał już tego chłopaka, z którym się umawiałam. Ani tego, który wrócił
do swojej byłej dziewczyny, w której wciąż był zakochany.
- O czym chciałeś rozmawiać? – odwróciłam twarz w jego
stronę, rozpoczynając rozmowę, którą ten najwidoczniej usiłował odwlec.
- Chciałem cię przeprosić za sobotę – mruknął cicho, patrząc
gdzieś w dal. Dopiero po niecałej minucie usiadł bokiem i utkwił swoje
spojrzenie niebieskich tęczówek w mojej twarzy. Jego wzrok szybko przeleciał po
widocznym jeszcze śladzie po ugryzieniu na ustach. – Ja.. naprawdę nie
chciałem. Zachowałem się jak totalny idiota.
Westchnął cicho, spuszczając głowę.
- Dlaczego? – mój głos był niepewny, choć byłam pewna
swojego pytania. Chciałam wiedzieć, chciałam znać powód, choć obawiałam się go.
- Po kilku drinkach dotarło do mnie, że Sonja to nie jest ta
dziewczyna, którą znałem wcześniej, którą kochałem. Tamta była.. inna.
Skinęłam delikatnie głową, choć wiedziałam, że tego nie
dostrzegł.
- Tak naprawdę wyobrażałem sobie, że będzie taka jak ty.
- To znaczy?
- Roześmiana. No i wierna.
Prychnęłam cicho, ale bardziej z rozbawienia. I to mówił on,
ten, który zdradził mnie z była dziewczyną.
- Ona nie potrafi usiedzieć w klubach na miejscu, tańczy ze
wszystkimi, których spotka. A ty.. z resztą, ty mnie przed tym powstrzymywałaś.
W sensie, przed klubami.
Spojrzał na mnie i delikatnie się uśmiechnął.
- Posłuchaj, naprawdę żałuję tego, co zrobiłem. Zachowałem
się jak skończony kretyn. Wiem, że między nami nie będzie już tego, co kiedyś,
że to wszystko już jest stracone, ale chciałbym – wziął głęboki oddech i
ponownie na mnie spojrzał z nadzieją w oczach – żebyśmy przynajmniej zostali
znajomymi. Nie przyjaciółmi, bo za dużo bym od ciebie wymagał po tym, co
zrobiłem, ale znajomymi. Żebyśmy mogli od czasu do czasu ze sobą porozmawiać czy
zjeść razem lunch.
Patrzyłam na niego zaszokowana
przez dobre dwie minuty. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Znałam Isaaca, a
przynajmniej tak mi się zdawało, ale tego się nie spodziewałam.
- Zawsze możemy spróbować – rzuciłam w końcu, a na mojej
twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Jeszcze nie byłam do końca przekonana co
do tego pomysłu, ale wydawało mi się, że postępuję dobrze.
Widziałam, że po raz kolejny przelatuje wzrokiem po moich
ustach, jakby nie wierzył, że to on był tego winowajcą. W końcu zdobył się na
odwagę i przejechał po małych strupkach kciukiem.
- Boli?
- Nie, już nie – uśmiechnęłam się pocieszająco w jego
kierunku.
- Naprawdę nie chciałem – zrobił przepraszającą minę.
- Wracajmy, zaraz zacznie się lekcja.
Tanya była zaskoczona tym, co jej opowiedziałam. Nie
sądziłam jednak, że potrafi zrobić jeszcze większe oczy ze zdziwienia. Nie
wierzyła mi. Sądziła, że sobie to zmyśliłam, dopóki osobiście nie zobaczyła
uśmiechu Isaaca skierowanego w moją stronę, kiedy mijał nas na korytarzu.
Niestety, nie umknęło to również uwadze Dereka i już wiedziałam, że po
lekcjach wyraźnie da mi do zrozumienia, że nie podoba mu się to wszystko.
Rozumiałam, że przestali się ze sobą przyjaźnić i mimo że nie znałam powodu,
nie wiedziałam, dlaczego wścieka się teraz. Według mnie Isaac wykazał się dużą
odwagą, by przyznać się do tego wszystkiego i za to go ceniłam. Derek widocznie
miał kolejny powód, by się na niego irytować.
- Dlaczego mi po prostu nie powiesz, o co wam wtedy poszło?
– mruknęłam wkurzona, idąc z nim ramię w ramię w kierunku samochodu po
skończonych lekcjach. Było to zwykłe koleżeńskie spotkanie po szkole, a
przynajmniej z mojej strony. Nim odpowiedział, otworzył przede mną drzwi od
strony pasażera i poczekał, aż zapnę pas, by zająć miejsce kierowcy.
- Bo to już nic ważnego – wzruszył jedynie ramionami,
ruszając ze szkolnego parkingu z piskiem opon.
- Już?
- Tak, już.
- Derek, błagam cię, dla mnie to ważne – poprosiłam cicho,
na co ten spojrzał na mnie kątem oka.
- Wytłumaczę ci to w domu, w porządku? – przeniósł na mnie
wzrok, gdy zatrzymał się na czerwonym świetle. Skinęłam delikatnie głową.
Kilka minut później znaleźliśmy się pod jego domem. Już raz
tutaj byłam. Kiedy to przyszłam po Isaaca, z którym to miałam robić projekt na
historię. Wtedy jeszcze byli przyjaciółmi i wspólnie trenowali na siłowni
Dereka.
Weszłam wolno po pamiętliwych
schodkach i spojrzałam na chłopaka, który kazał mi iść przodem. Wszystko było
tak, jak zapamiętałam. Ten sam ciemny kolor ścian, minimalistyczne wyposażenie.
I mężczyzna, który nagle wyłonił się z salonu. Przyjrzałam mu się uważniej. Już
go gdzieś widziałam. Zmrużyłam delikatnie oczy, kiedy uświadomiłam sobie, że to
ten sam facet, który dzisiejszego ranka i w czasie lunchu stał między drzewami
i mnie obserwował.
- Ty – powiedziałam cicho w jego stronę.
- Ja – odparł nieco speszony, ale i jakby wściekły na
siebie, że dał się przyłapać. Potem spojrzał na Dereka i wzruszył ramionami,
kiedy ten zapytał, czy się znamy.
- Nie, ja go nie znam. Ale widocznie on zna mnie – mruknęłam
z lekką irytacją. Nienawidziłam, kiedy ktoś mnie ciągle obserwował. To tak,
jakbym zrobiła coś złego, a on mnie śledził, bo czegoś potrzebował.
- Słucham? – Derek był zdziwiony moim wyznaniem, ale nim
zdążyłam odpowiedzieć, ów mężczyzna zniknął gdzieś w ciemnym korytarzu.