środa, 22 stycznia 2014

Rozdział 11 - "I have a tickle!"

- Więc to dla mnie? – wesoły głos Alana dotarł do moich uszu z delikatnym opóźnieniem. Powędrowałam wzrokiem za jego palcem, aż dostrzegłam ciasto udekorowane bitą śmietaną i truskawkami.
- Nie, zrobiłam dla siebie – mruknęłam złośliwie. Brat spojrzał na mnie krzywo, ale w jego oczach wciąż skakały ogniki. Pokręciłam rozbawiona głową i pogłaskałam kota za uszkiem. – Oczywiście, że dla Ciebie. Wszystkiego najlepszego.
Ruszyłam w jego stronę, ale uniósł dłonie ku górze w geście poddania się, a ja zatrzymałam się raptownie w pół kroku.
- Kot – stwierdził po prostu, kiedy zauważył mój dziwny wzrok. Uniosłam brew ku górze i puściłam Shadow, ten pobiegł gdzieś w kierunku salonu, zupełnie nie zwracając uwagi na otaczające go osoby. Alan odprowadził go morderczym wzrokiem, ale nie odezwał się więcej. Wzruszyłam więc ramionami.
- Zamawiam połowę tortu. – uśmiechnęłam się słodko w jego stronę, po czym wróciłam to opierającego się o szafkę Isaaca. Był dziwnie milczący, co mnie zaskoczyło. Zwykle miał coś do powiedzenia, rozmawiał z Alanem, albo przynajmniej odzywał się do mnie. W mojej obecności, w dodatku od samego rana, kiedy tu przyjechał, wypowiedział może kilka zdań, jeśli nie słów. Przynajmniej jego zachowanie nie budziło zastrzeżeń. Przynajmniej do tej pory.
- Zapomnij – do rzeczywistości po raz kolejny przywrócił mnie głos Alana. Pochwycił całą tacę z tortem, dużą łyżkę, po czym ruszył w stronę schodów. Domyśliłam się, że poszedł do swojego pokoju, gdzie wiedział, że zostanie z tortem sam na sam i będzie mógł do woli raczyć się jego pysznym smakiem. I nawet się nie podzielił, cham jeden. Przeczesałam dłonią włosy i odwróciłam się w stronę Isaaca. Stał prosto, już nie opierał się o szafki. Dłonie miał zaciśnięte w pięści i założone na piersi. Nie potrafiłam wyczytać z jego oczu nic, co pozwoliłoby mi na jakiekolwiek rozpoznanie sytuacji, w której oboje się znaleźliśmy. Poprzez to nie miałam pojęcia, co robić. Co powiedzieć. Zagryzłam dolną wargę i spojrzałam na niego niepewnie. Jego wzrok – niestety – nie zmienił się, nawet odrobinę.
- Wyjaśnisz mi, o co chodzi? – spytałam zrezygnowanym tonem i opuściłam bezradnie dłonie wzdłuż ciała. Zmrużył oczy, ale rozplątał dłonie i pogładził mnie jedną z nich po policzku.
- Boję się zmian – powiedział bardzo cicho, wręcz szeptem.
- Jakich zmian? – zapytałam.
- W sumie tylko jednej.
- Jakiej?
- Boję się zostać bez ciebie – rzekł cicho, ale poważnie.
- Nigdzie się nie wybieram – na mojej twarzy pojawił się delikatny i zarazem niepewny uśmiech, następnie musnęłam kciukiem jego dolną wargę.
- Jesteś dla mnie bardzo ważna.
- Ty dla mnie również.
- Wiesz, że Cię kocham?
- Owszem, wiem.
- Cieszy mnie to.
- Isaac – zaczęłam i spuściłam nieco głowę w dół, by kilka sekund później znów spojrzeć w jego cudowne oczy, które nieco się zmieniły. – Wytrzymasz ze mną?
- Nie wytrzymam bez Ciebie.
Zaśmiałam się cicho, ale nie dane mi było się pośmiać, ponieważ Isaac od razu uciszył mnie namiętnym pocałunkiem. Tego mi brakowało. Jego czułości, zaborczości, a głównie tej miłości, którą przez ostatnie kilka dni wyrażał mi w dość skomplikowany sposób. Objęłam jego kark dłońmi i spojrzałam w niebieskie tęczówki.
- Co to dziś robimy? – spytałam i przejechałam kciukiem po jego karku, gdzie wyraźnie czułąm przechodzące po plecach Isaaca ciarki. Uśmiechnęłam się słodko.
- A na co masz ochotę?
- Na niedzielne lenistwo – wymruczałam, po czym przygryzłam delikatnie jego wargę. Wpił się, nie dając mi nawet złapać oddechu. Uśmiechnęłam się przez pocałunek, po czym poczułam, że bez najmniejszych trudności znów podniósł mnie z podłogi, a następnie bez słowa zaniósł mnie do mojej sypialni, gdzie delikatnie położył na miękkim łóżku, sam zaś położył się obok na plecach, podkładając przy tym dłonie pod głowę. Uśmiechnęłam się szeroko, obserwując widoki zarezerwowane tylko dla mnie. Opuszkami palców przejechałam po odkrytej przez koszulkę skórze Isaaca wokół pępka. Zadrżał delikatnie i zaśmiał się.
Spojrzałam na niego, zagryzając słodko wargę.
- Mam tam łaskotki – ostrzegł mnie poważnie, choć na jego twarzy malowało się rozbawienie.
- Tutaj też? – spytałam niewinnym głosem i zjechałam palcem odrobinkę niżej.
- Też.
- A tutaj? – palec powędrował jeszcze odrobinkę niżej i zetknął się z materiałem spodni i paskiem.
- Nadia! – krzyknął ze śmiechem i chwycił moją dłoń, po czym dźwignął się, żeby następnie położyć się na mnie.
- Isaac, złaź!
Pokręcił wesoło głową na boki i uśmiechnął się niewinnie.
- Teraz pozwolisz, że ja sprawdzę, gdzie moja księżniczka ma łaskotki.
- Nie, błagam, tylko nie to!
- O, tak.
Jego palce powoli przejechały wzdłuż ramienia, po żebrach i po brzuchu. Na twarzy Isaaca malował się spokojny uśmiech. Ja niestety spokojna nie byłam. Wierciłam się pod ciężarem ciała chłopaka, próbując się wyrwać i wciąż głośno się śmiałam. Dziwiłam się, że Alan jeszcze tu nie wparował, ale zapomniałam, że zajęty był swoim ciastem. Więc ta mina i cisza były specjalnie, tak? Pięknie, dałam się złapać jak mucha w pajęczynę.
- Isaac! – pisnęłam ze śmiechem, kiedy jego palce – niby przypadkiem – zetknęły się ze skórą wokół pępka. – Robisz to specjalnie!
Zaśmiał się cicho, spoglądając na mnie uparcie. W końcu uniósł dłoń, którą mnie „dręczył”, a na drugiej wciąż się opierał. Chwyciłam tą wolno i złączyłam nasze palce. Następnie przeniosłam wzrok z naszych dłoni na jego twarz.
- O co chodziło z tym dziwnym pytaniem? – to zdanie wyszło z moich ust zanim zdążyłam ugryźć się w język. Oczy Isaaca natychmiast pociemniały, ale odetchnął głęboko.
- Nie sądziłem, że po moim ostatnim wybryku z Derekiem, wciąż będziesz chciała ze mną być.
- Słucham? – spytałam zaskoczona i zaśmiałam się nerwowo. – Czy ja coś takiego powiedziałam?
Zaprzeczył powolnym ruchem głowy.
- No widzisz? Nie rozumiem, skąd Ci to przyszło do głowy.
- Nie ważne – mruknął cicho, a następnie, jakby na przeprosiny, znów musnął moje usta. Kolejną próbę zabawy przerwało nam pukanie do drzwi, które następnie się uchyliły i wyłoniła się zza nich głowa Alana. Spoglądał na nad dziwnie. Zagryzłam wargę i spojrzałam na niego. Isaac nie ruszył się z miejsca, wciąż uparcie „wisiał” nade mną, odwrócił jedynie głowę w tamtą stronę.
- Coś nie tak? – spytałam i oparłam się na łokciu.
- Wszystko w porządku – mruknął jakby rozbawiony. – Sprawdzam tylko, czy poprzez te wygłupy czegoś sobie nie zrobiliście, bo nagle taka cisza.
Alan zatoczył dłonią łuk podobny do tęczy, a ja ponownie wybuchłam śmiechem. Isaac mi również zawtórował.
- To ja Wam, gołąbeczki, nie przeszkadzam. – rzucił Alan wesoło. – Idę romansować z moim tortem, a Wy się bawcie. Tylko grzecznie.

Uniósł brew ku górze i pogroził nam palcem. Powstrzymałam kolejny wybuch śmiechu i skinęłam tylko głową. Alan opuścił moją sypialnię, a Isaac – na moje nieszczęście – wrócił do wyszukiwania u mnie łaskotek, których miałam dość sporo w dość różnych miejscach. 

1 komentarz:

  1. Oooooo, jak słodko! Aż się zęby psują :3
    Masz rację - rozdział odskocznia, choć zachowanie Isaacka daje do myślenia ;> Mniej więcej wiem jaki jest koncept opowiadania, więc domyślam się co się z nim dzieje, ale może nie będę zdradzała :3

    Czekam na więcej! /W.

    OdpowiedzUsuń