środa, 15 stycznia 2014

Rozdział 10 - "Because I love you."

Odkładam kubek z gorącą herbatą na stół i spoglądam na białą kartkę, którą trzymam przed sobą, po czym zaczynam po niej bazgrać.

„Data – 16 listopada; sobota.
W nowym miejscu od 1 miesiąca.
Związek z Isaaciem – około 4 tygodni?
Kłótnie: 1 – trzy dni temu.
Derek – cisza. (i dobrze)
Ojciec – zero listów – hurra!…”

Wzdycham cicho, po czym chwytam kartkę, gniotę ją i wyrzucam do kosza. Sądziłam, że dzięki temu poczuję się lepiej, ale to nic nie dało. Biorę kubek ze swoją ulubioną herbatą i wędruję w stronę salonu, gdzie mijam się z mamą. Patrzy na mnie swoim przenikliwym wzrokiem, przed którym nic się nie ukryje i od razu mięknie.
- Co się stało? – pyta, a dłonią gładzi mnie policzku. Wzruszam niechętnie ramionami, uważając przy tym, by nie rozlać herbaty.
- Nic, jest w porządku. – odpowiadam swobodnie, chcąc jak najszybciej uciec.
Patrzy na mnie, jakby mi nie wierzyła, ale kiwa delikatnie głową i odchodzi w stronę kuchni, mrucząc coś do siebie pod nosem. Uśmiecham się delikatnie. Mama jest w swoim żywiole. Wolne jej służy, co widać od samego rana. Wędruję do salonu i rozsiadam się wygodnie na kanapie. Sobotnie popołudnie przez telewizorem, to jest coś. Od filmu odrywa mnie dźwięk smsa. Sygnał ten zarezerwowany jest tylko dla jednej osoby.
„Bo Cię kocham. Dlatego.”
Na mojej twarzy pojawia się delikatny uśmiech.
„Tylko dlatego?”
Na jego odpowiedź nie muszę długo czekać.
„Bo Cię kocham. Bo jestem zazdrosny. Bo jesteś moim światem. Moim ósmym świata cudem.”
„Rozumiem.”
Jego sms powoduje, że na mojej twarzy pojawia się mimowolny uśmiech.
„Pamiętasz o poniedziałkowym meczu?”
Och, jakże bym mogła zapomnieć? Szkolna drużyna dostała się do mistrzostw zawodów międzyszkolnych. Pierwszy mecz, na którym będę mogła poznać pasję Isaaca i ostatnio Alana. Jeden zaciągnął drugiego i zaczęło się. Alan jest nowym zawodnikiem, ale zamiast siedzieć i przysłowiowo „grzać ławę” ma być wystawiony w pierwszym składzie, co wszystkich zdziwiło. Prócz mnie, rzecz jasna. Alan nie jest idealny, wręcz przeciwnie, ale na boisku nie ma z nim szans. A przynajmniej tak mi się cały czas wydaje, odkąd nauczył mnie grać.
„Pamiętam.”
„Wpadnę po Ciebie o 17.00. Pasuje?”
„Pewnie.”
Odkładam telefon na stolik i wracam do oglądania telewizji. Po jakimś czasie w salonie zjawia się Alan, żądając ode mnie zwrotu pilota, bo leci film. Patrzę na niego, jak na idiotę.
- Jaja sobie robisz? – prycham rozbawiona, po czym zaprzeczam ruchem głowy. – Nie dostaniesz pilota, dopóki nie skończy się mój film.
Wzdycha cicho i rozkłada bezradnie ręce. Uśmiecham się słodko.
- Ile to jeszcze leci?
- Nie bądź marudą, przecież lubisz Vin Diesel’a.
- Nadia..
- Dobra, dobra. – mruczę niewinnie. – Jeszcze z dziesięć minut, może krócej.
Po tym czasie oddaję pilot niecierpliwemu Alanowi, który wierci się na kanapie obok i co rusz spogląda na zegarek.
Kręcę rozbawiona głową, chwytam komórkę i wędruję do swojego pokoju.
Wchodząc do schodach wpisuję w okienko wiadomości smsa do Isaaca.
„ Jutro rano potrzebuję pomocy przy torcie. Chętny?”
Na odpowiedź nie czekam nawet minuty.
„O której mam być, księżniczko? :*”
Na mojej pojawia się szeroki uśmiech. Kłótnia idzie w zapomnienie.
„Dasz radę około 8?”
„Dla Ciebie wszystko.”
„Kochany jesteś. Będę czekać. :*”
Zadowolona rzucam się na łóżko. Kilka sekund później przy uchu słyszę ciche mruczenie.
- Cześć, Shadow. – rzucam i odwracam głowę w jego stronę. Spoglądają na mnie dwa żółte ślepia.



- Isaac, dokończ układanie tych truskawek – powiedziałam do blondyna, który z uśmiechem porwał kawałem owocu z miski, a resztę zacząć dokładać na tort, tworząc truskawkową „obręcz”. – Muszę obudzić Alana.
Spojrzał na mnie przelotnie z iskierkami w oczach, ale nie odezwał się, skinął jedynie głową i wrócił do nucenia jakiejś melodii pod nosem. Kojarzyłam ją, ale za cholerę nie potrafiłam sobie przypomnieć jej tytułu. Jak na złość. Jak zawsze. Dlaczego przyozdabialiśmy tort? Cóż, nie trudno zgadnąć, według mnie. Mój kochany braciszek kończy dziś zaledwie 19 lat. Stary koń, no ale cóż na to poradzić? I w związku z tym postanowiłam upiec mu tort. Nie był to z pewnością jego wymarzony, ale był. Biszkopt z bitą śmietaną, truskawkami, przekładany masą czekoladowa. Zwykły, ale dobry.
Wyszłam do przedpokoju i już zamierzałam wejść na schody, kiedy na ostatnim z nich zobaczyłam czarną kulkę wlepiającą we mnie żółte ślepia. Uśmiechnęłam się do siebie z małą satysfakcją i chwyciłam swojego przyjaciela, po czym ruszyłam z nim w kierunku sypialni Alana.
- Zadanie bojowe, kocie – powiedziałam, drapiąc go za sterczącym uszkiem. – Za chwilę obudzisz osobę, której nie lubisz.
Poruszyłam zabawnie brwiami, Shadow cicho zamruczał i spojrzał na mnie. Następnie oboje weszliśmy do pokoju mojego braciszka. Jak to u niego, większość rzeczy leżała na podłodze, jakby nie miał miejsca, by to poukładać czy schować. Końcem stopy odgarnęłam jego ciuchy, po czym delikatnie położyłam pupila na pościel.
Machnął kilkukrotnie ogonem, spoglądając na mnie. Skinęłam głową w jego stronę.
- Zaczekaj grzecznie, aż zejdę do kuchni.
Alan mruknął coś niezrozumiałego pod nosem i przyciągnął moją uwagę. Ziewnął szeroko, po czym nakrył się kołdrą pod samą brodę i znów „poszedł” spać. A sądziłam, że tylko ja tak śpię. Widocznie się myliłam.


- Wróciłam – oznajmiłam, wchodząc do kuchni. Pochwyciłam jedną z pozostałych truskawek, które Isaac zdążył już ułożyć na torcie, a miskę z resztą postawił na szafce, po czym odgryzłam kawałek i odparłam się o blat. Przyglądałam się Isaacowi, który zdążył nawet wytrzeć stół z wody, powiesił szmatkę i podszedł do mnie z kolejną truskawką w dłoni i słodkim uśmiechem na ustach. Następnie zrobił „samolocik” truskawki w kierunku moich ust.
W tym samym momencie oboje usłyszeliśmy krzyk Alana, wołającego moje imię. Zaśmiałam się cicho i oparłam głowę o klatkę piersiową ukochanego, zanosząc się cichym śmiechem. Isaac w tym samym czasie spojrzał dziwnie w kierunku drzwi kuchennych.
- Kiedyś tego pożałujesz – usłyszałam głos Alana gdzieś obok mnie. Uniosłam głowę z poważną miną i przyjrzałam się swojemu dziełu. Shadow „zawisł” na koszulce Alana i spoglądał na niego. Ups, ulubionej koszulce Alana. Ałć.
- Powtarzasz to co roku – mruknęłam słodko, ale podeszłam grzecznie do brata i wzięłam swojego czarnucha na ręce.
Alan wzruszył jedynie ramionami i pogroził mi palcem.
- Kiedyś to zrobię.
- Nie wątpię, braciszku.
Uśmiechnęłam się słodko w stronę Isaaca, który wybuchł śmiechem i rozbawiony pokręcił głową. 

3 komentarze:

  1. Łołoło! Cóż to za romantycznie spotkania w kuchni :3 No nie pogodosz :3 Fajnie by było mieć takiego Isaack'a :cc

    Czekam na więcej :) /W.

    OdpowiedzUsuń
  2. łoł, jak dużo słodkości :3
    aż wyszła tęczą [łooooooo]
    Alan i kotek = mraaałć <3 / Annie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nominuję Cię do Liebster Award! Szczegóły tutaj: http://zyciezkibicem.blogspot.com/2014/01/11-nie-wiem-co-we-mnie-wstapio.html pozdrawiam, Seramo ;)

    OdpowiedzUsuń