piątek, 6 grudnia 2013

Rozdział 7 - "Trust me only this one time."

Nim się obejrzałam, kiedy nadszedł czas, że musiałam wziąć się w garść i pojechać na spotkanie z ojcem. Cóż, nie lubiłam go, przyznawałam się do tego szczerze. Dlaczego? Śmieszne, ale prawdziwe. Nikt nie lubi przecież, kiedy opuszcza go jedno z rodziców i to w momencie, kiedy najbardziej się go potrzebuje. To samo było ze mną i moim ojcem. Kiedy matka zaczęła poważnie chorować, ten – jak na ojca przystało – przejął większość domowych obowiązków na siebie. Dzień przed moimi szesnastymi urodzinami powiedział ot tak, że wyprowadza się. Bez podania konkretnego powodu. Zaledwie chwilę po ogłoszeniu przez niego decyzji, kiedy już udało wymknąć mi się z pokoju, dostrzegłam, że walizki ojca stały tuż przy drzwiach, co oznaczało dla mnie jedną rzecz - stracę rodzica, a co najgorsze – ojciec planował to zrobić od dłuższego czasu. Inaczej tak szybko by się nie spakował. Ta koszmarna chwila śniła mi się przez większość nocy. Nie potrafiłam sobie poradzić z jego odejściem, z faktem, że teraz dom musiałam prowadzić z bratem. I choć nie byliśmy udanym rodzeństwem, udało nam się nie puścić go z dymem. I to przez ponad rok. Później mama wróciła do zdrowia, jednak wraz z Alanem postawiliśmy na swoim i nasza rodzicielka nie robi nic innego w domu jak zakupy, gotowanie czy relaks. Takie małe wydanie ekskluzywnego życia.
- Wybieracie się gdzieś o tej porze? – usłyszałam głos matki, która wyjrzała zza kuchennych drzwi. Swoje blond włosy spięte miała w luźny kok, bez makijażu, a na sobie zwykły podkoszulek i spodnie z dresu. Za nic w świecie nie przypominała sekretarki pracującej w największej w mieście firmie. Mokre dłonie wycierała w kuchenną ściereczkę. Przeniosła wzrok ze mnie na Alana, który zarzucał na swoje ramiona skórzaną kurtkę.
- Wrócił ojciec – rzucił Alan i poprawił kołnierz kurtki, a następnie przeczesał dłonią swoje włosy postawione na żel. Mama, jak to ona, automatycznie oparła się o framugę i założyła dłonie na piersi.
- I zamierzacie się z nim spotkać, tak? – zauważyła, mrużąc swoje zielone oczy, które po niej odziedziczyłam.
- Tylko ja – sprostowałam i chwyciłam kluczyki swojego samochodu. – Przyjechał dziś pod szkołę i chciał się spotkać, więc stwierdziłam, że mogę dopiero teraz, ale i tak nie będę sama.
Krótkie i nie dość precyzyjne streszczenie porannej sytuacji nie uspokoiło mamy. Sądziłam, że miało to związek w faktem jego odejścia od nas. Sara nie cierpiała z tego powodu, przecież moi rodzice nawet nie byli małżeństwem. Wiedziała jednak, co przeżyłam ja, gdy mając zaledwie czternaście lat, zostałam pozbawiona jednego z rodziców, który następnie nie utrzymywał ze mną kontaktu przez ponad rok. Po tym czasie zdążyłam być obojętna na jego troskę.
- Niedługo wrócimy – uspokoił ją Alan i pogładził mamę po ramieniu, a następnie uśmiechnął się w jej stronę. Jej niepokój nie zmalał, ale skinęła głową w moją stronę, potem przeniosła na Alana spojrzenie, które tylko on rozumiał. Kilka minut później dotarliśmy już na umówione miejsce. Dostrzegłam trzy czarne samochody. Nie miałam pojęcia, w którym z nich jest ojciec, dlatego kazałam Alanowi przesiąść się na moje miejsce i trzymać włączony silnik dla bezpieczeństwa. Następnie sama opuściłam swój samochód i zrobiłam dwa kroki w stronę samochodów. Nie minęła minuta, a przede mną pojawił się Michael we własnej osobie.
- Więc jednak przyszłaś – zaczął swoim niskim, gardłowym głosem, nie spuszczając ze mnie czujnego wzroku. Ukryłam dłonie w kieszeni i odwdzięczyłam mu się tym samym. Nawet gdybym zaskoczyła go swoim bojowym nastawieniem, nie dostrzegłabym tego. Nawet nie drgnął. Nie mrugnął powieką. Nic, jakby przede mną stał blady marmur ubrany w skórzaną kurtkę, co do ojca nie było podobne. Może odmłodniał, choć nie miał nawet sławnej 40 na karku?
- Dotrzymuję obietnic – odparłam zgodnie z prawdą i wzruszyłam ramionami. – Po co zamierzałeś się ze mną spotykać po tylu latach?
Skinął delikatnie głową, po czym podszedł do niego mężczyzna budowy misia polarnego. Dosłownie. Wysoki, szeroki w barach, oprawiony w skórzaną kurtkę, która – o dziwo – nie pękła, kiedy przekazywał coś białego ojcu i naprężył przy tym swoje bicepsy. Wywróciłam teatralnie oczami i przestąpiłam z nogi na nogę. Spojrzał na coś, co trzymał w dłoniach i wydawało mi się, że to pogładził kciukiem. Następnie uniósł głowę lekko w górę i zaszczycił mnie spojrzeniem czarnych tęczówek. Co w nich widziałam? Troskę. Żal. Smutek? Nie, to nie było do niego podobne.
- Nadine..
- Ne jestem Nadine – rzuciłam krzywo w jego stronę.
- Nadia – poprawił się automatycznie i zmrużył oczy. - Wiem, że nie masz do mnie zaufania. Wydoroślałaś, masz swoje własne zdanie i ja to szanuję. Chciałbym cię jednak prosić, byś przynajmniej zajrzała do środka. 
Przechyliłam nieznacznie głowę w bok. Z tyłu usłyszałam warkot silnika, który rozgrzewał tkwiący w samochodzie Alan. Gdzieś w oddali zawył wilk. Wzdrygnęłam się, ale nie odwróciłam spojrzenia. Tak w sumie dla własnego bezpieczeństwa.
- Spotkaj się ze mną jeszcze jutro.
- Jutro? Jutro powiesz to samo, i tak przez długi czas – mruknęłam sarkastycznie.
Westchnął cicho i wyciągnął w moją stronę dłoń z – jak się okazało – białą kopertą z wygrawerowanym moim imieniem.
- Nadia, proszę – spojrzał na mnie błagalnym spojrzeniem i jeszcze bardziej wysunął kopertę w moją stronę. – Ten jeden raz mi zaufaj.
Westchnęłam cicho i niepewnie chwyciła białą kopertę. Była lekka, jakby w środku znajdowała się kartka, albo była pusta. Zamierzałam ją odwrócić, by przyjrzeć się jej dokładnie, jednak zatrzymał mnie zdecydowany głos Michaela.
- Przeczytaj to w domu – jego chrypa wyrwała mnie z zamyśleń i spojrzałam na niego. – Mogę liczyć na jakiś znak, że to odczytałaś?
- Niech twój ochroniarz podjedzie tutaj jutro wieczorem, dam mu odpowiedź – mruknęłam, zanim dotarło do mnie, co właśnie zrobiłam. Nie miałam pojęcia, co znajdowało się w środku, a już szykowałam się do wymiany z nim choćby kilku głupich zdań na papierze. Ponownie westchnęłam, kiedy chrząknął i zmusił mnie do ponownego spojrzenia w swoje stalowe tęczówki.
- Mam nadzieję, że pojawisz się tutaj jutro sama, bez względu na to drugie nazwisko – dodał.
Wzruszyłam ramionami i nie czekając na jakąkolwiek reakcję z jego strony, podążyłam w stronę samochodu, tym razem jednak na miejsce pasażera. Kiedy odjeżdżaliśmy spod umówionego miejsca, ojciec wciąż stał tam, gdzie wcześniej, odprowadzając nas przy tym wzrokiem.




- Więc jak, wpadniesz na noc? – niski, kuszący głos Isaaca rozbrzmiewał w mojej głowie przez kilka sekund, nim dotarł do mnie sens jego słów. Przeniosłam wzrok znad listu i spojrzałam na ekran laptopa. Westchnęłam cicho i włączyłam pauzę lecącej w tle piosenki Bon Jovi.
- Czemu nie? – wymruczałam w odpowiedzi i złożyłam kartkę na pół. Nie mogłam myśleć teraz nad treścią listu, nie chciałam. Owszem, przeczytałam go, ale ani jedno słowo do mnie nie dotarło. Nie zrozumiałam przekazywanej mi wiadomości, jej sensu, czy choćby powodu, dla którego została ona napisana i mi wręczona.
- Wpaść po ciebie?
- Nie, przywiezie mnie Alan – powiedziałam słodko, po czym pożegnałam się z ukochanym. Wychodziło więc na to, że i noc i poranek zapowiadał się kolejnym świetnym przeżyciem. Spakowałam potrzebne rzeczy, po czym powiadomiłam o wszystkim mamę oraz brata, który grzecznie zawiózł mnie na miejsce.




Oparłam się o blat szafki przestronnej kuchni i czekałam, aż kawa ostygnie przynajmniej w jakimś stopniu. Kubek oplotłam obiema dłońmi i przyglądałam się Shannon, matce Isaaca, która wraz z Rosie stały w przedpokoju i szykowały się do wyjścia. Próbowałam nie myśleć o liście, jednak fakt, że dzisiejszego wieczoru muszę oddać odpowiedź na pytania tam zawarte, nie dawał mi spokoju, Upiłam łyk gorącej jeszcze kawy, kiedy do kuchni wszedł nie kto inny jak Isaac.
- Nie spóźnijcie się do szkoły! – krzyknęła jeszcze Shannon, wychylając głowę z przedpokoju, po czym posłała w moją stronę lekki uśmiech, na co skinęłam jej głową. Następnie wróciłam wzrokiem w stronę Isaaca. Wprost wparował do kuchni w spodniach z dresu, bez koszulki, pijąc kawę i czytając jakiś artykuł w ogromnej gazecie. Nie powiem, podobał mi się taki widok. Tatuaż znajdujący się w okolicy jego obojczyków wyglądał wprost imponująco na umięśnionej klatce piersiowej. Uniosłam głowę wyżej, kiedy znalazł się blisko mnie i dostrzegłam jego włosy sterczące we wszystkie możliwe strony. Uśmiechnęłam się jakby do siebie, a chcąc ukryć ten uśmiech, upiłam łyk kawy, co okazało się błędem. Jęknęłam z bólu i odstawiłam kubek z napojem na szafkę. Isaac automatycznie zrobił to samo i chwytał dłonią mój podbródek unosząc go do góry. Wystawiłam tylko język i wskazałam dłonią na szklankę, na co ten zaśmiał się głośno. Zrobiłam obrażoną minę i uderzyłam go delikatnie pięścią w klatkę piersiową.
- To nie jest śmieszne – rzuciłam po chwili, mrużąc oczy. Złapał mnie w pasie, po czym z łatwością uniósł, jakbym ważyła tyle, co piórko. Oplotłam go nogami, a na szyję zarzuciłam ręce.
- Przepraszam – wymruczał słodko i musnął mój obojczyk, następnie przygryzł ustami skórę na karku.
- Wygrałeś – jęknęłam ze śmiechem i przeczesałam dłonią jego włosy. Obserwował mnie przez chwilę, po czym posadził mnie na blacie szafki i złożył lekki pocałunek na moim czole.
 – Nie chce mi się iść do szkoły dzisiaj – rzucił z niesmakiem, oplatając mnie jedną dłonią w pasie, a drugą sięgając po swoją kawę.
- Więc nie idźmy..
- Twoja mama by mnie zabiła..
- A twoja mnie..
Zaśmiałam się cicho i przejechałam wolno palcem wskazującym po rozgrzanej skórze na jego klatce piersiowej i spuściłam głowę. Słyszałam, jak dopija resztę kawy, a następnie sięga gdzieś w bok i odkłada brudny kubek do zlewu.
- Zapomnij o tym liście – szepnął Isaac i musnął mój policzek dłonią. – Przynajmniej przez jakiś czas, kiedy jesteś ze mną, dobrze?
Skinęłam niepewnie głową, ale kiedy uniosłam głowę, by znów spojrzeć w jego tęczówki, powtórzyłam czynność, tym razem pewniej.
- Zbierajmy się do szkoły – powiedziałam z delikatnym uśmiechem, po czym skorzystałam z pomocy ukochanego i zostałam wręcz zaniesiona do sypialni. Godzinę później już byliśmy w szkole, zajmując miejsce obok siebie na języku angielskim i co chwila odpisując na wiadomość drugiej osoby.

3 komentarze:

  1. LOL :> A gdzie ten wspaniały list, który napisałaś? Swoją drogą ciekawa jestem co w nim jest, więc się pospiesz lepiej ;>

    Rozdział świetny! /W.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. list zaginął w akcji. ;< albo go znajdę, albo napiszę nowy. :<

      Usuń
  2. a kaj list, wiedźmo ? >.<
    Pośpiesz się. My tu cekamy, :c / Annie.

    OdpowiedzUsuń