piątek, 18 października 2013

Rozdział 4 - "Touch her and I will kill you."


                                             * trzy dni później *
Usłyszałam ciche skrzypienie drzwi, na które następnie przeniosłam wzrok. Wyprostowałam nogi i położyłam na nich książkę, kiedy do pokoju wszedł nie kto inny, jak mój kochany braciszek Alan.
- Przeszkadzam? – spytał z tym swoim zadziornym uśmieszkiem i zatrzasnął za sobą drzwi. Zaprzeczyłam ruchem głowy, na co Alan dosłownie rzucił się na moje łóżko. Wprost tego nienawidziłam. Rozwalał przy tym całą moją pościel, przywłaszczał sobie jaśki, a potem, aby je odzyskać, trzeba było się nieźle nagimnastykować. Na domiar złego Alan był dość wysoki, spokojnie mógł być koszykarzem czy nawet siatkarzem. I to nawet niezłym. Po drugie – wciąż pozostał mi mały uraz, kiedy to omal nie spadłam z łóżka i nie rozbiłam sobie głowy. Nagle zadzwonił mój telefon. Rzuciłam się w jego stronę, choć bliżej szafeczki leżał braciszek. Chwycił komórkę jako pierwszy i spojrzał na wyświetlacz.
- Masz – rzucił wesoło w moją stronę. – Nie znam, niestety, numeru.
Uśmiechnęłam się łobuzersko. Z pewnością też nie znałam numeru, ale mogłam się domyślić, do kogo należy.
- Tak? – spytałam i rozłożyłam się na wolnym miejscu, które pozostawił mi Alan.
- Tutaj Isaac – usłyszałam uśmiechnięty głos blondyna. – Miałem dzwonić.
- No tak, pamiętam – palnęłam głupio.
- I jak tam? Legendy odnalezione? – spytał tajemniczo.
- No pewnie, że tak – odpowiedziałam. – I nawet się nieco z nimi zapoznałam.
- Niepotrzebnie, ale w porządku.
- A twoje?
- Leżą nietknięte od wczoraj na biurku – powiedział z udawanym smutkiem. – Dopiero wróciłem do domu.
- Z imprezy? – zapytałam zadziornie.
- Nie, Nadio – jego cichy, ale przyjemny śmiech poniósł się echem w słuchawce. – Z treningu.
- Ahm – mruknęłam ze zrozumieniem.
- Jutro masz czas? Spotkalibyśmy się u mnie i omówili już projekt.
- Ano mam – odparłam, czując na sobie wzrok brata. Spojrzałam w jego stronę. Uśmiechał się złośliwie pod nosem, udając przy tym, że czyta książkę, którą ściągnął mi z nóg.
- Wpadłbym po ciebie, ale jutro też mam trening, więc albo spotkamy się jutro na rogu … i Placu Kościelnego, albo możesz wpaść do Dereka, gdzie właśnie jutro będę.
Częściowo kojarzyłam, gdzie mieszka pan Hale, bo gdy odprowadził mnie pierwszego dnia pod dom, jego dom minęliśmy po drodze. Uśmiechnęłam się lekko złośliwie.
- Okej. O której mam być? – spytałam po dłuższej chwili milczenia.
- Godzina 15.00 ci pasuje?
- Jasne.
- Wiesz gdzie mieszka Derek?
- W pewnym stopniu tak.
- No to jesteśmy umówieni. Jakbyś czegoś nie wiedziała, to śmiało, dzwoń.
Uśmiechnęłam się do siebie, po czym po chwili odłożyłam komórkę na szafeczkę nocną. Jutrzejszy dzień miałam już więc zaplanowany. Zapowiadał się świetnie, choć dopiero teraz uświadomiłam sobie, na co się zgodziłam. Miałam spotkać się z Isaac’iem w domu Dereka. Gościa, który był chorobliwie zazdrosny, wredny i nieprzewidywalny. Odetchnęłam głęboko i spojrzałam na brata, który uparcie wlepiał we mnie swoje przecudne gały.
- Randka? – spytał, unosząc brew ku górze i uśmiechając się łobuzersko.
- Może – odparłam tajemniczo.
- Więc jednak – rzucił ze śmiechem.
- Zazdrosny?
- Skądże – mruknął, mrużąc oczy. – Przystojny chociaż?
- Bardzo.
- Szykuj się. Osobiście cię zawiozę.
- I tak go nie zobaczysz – zamruczałam słodko.
- Szkoda.. 


                                                          * * * 


Wolno weszłam na werandę, na którą prowadziły trzy schodki i przycisnęłam dzwonek do drzwi. Nie musiałam długo czekać. Zaledwie kilka sekund później przede mną stał nie kto inny jak sławna Amelia Hale. Długie włosy spięte miała w wysoki kucyk na czubku głowy. Ubrana była w dres, ale nawet one idealnie ukazywały jej wysportowane ciało. Odchrząknęłam cicho i spytałam o Isaaca. Westchnęła rozbawiona, ale kazała mi iść za sobą. Na rozwidleniu korytarza przystanęła nagle i spojrzała na mnie.
- Tym korytarzem do końca, tam znajdziesz swojego lovelasa – mruknęła obojętnie, a sama zniknęła za drugim zakrętem. Wzrokiem omiotłam pomieszczenie, w którym się znajdowałam. Ściany były koloru bordowego, w równych odległościach od siebie w wykutych specjalnie dziurach znajdowały się lampy. Usłyszałam donośny męski śmiech. Chwyciłam więc ramię torby, w której miałam potrzebne rzeczy, po czym ruszyłam w stronę wyznaczoną mi przez siostrę Dereka. Zatrzymałam się przed masywnymi, ale na moje szczęście, szerzej uchylonymi drzwiami. Zastukałam w nie dwa razy, czym zwróciłam na siebie uwagę. Śmiechy i rozmowy kilku osób nagle ucichły, a przede mną zjawił się sam pan domu.
- Co tu robisz? – spytał cicho, ale ostro, przeszywając mnie wzrokiem zimnych niebieskich tęczówek. Zupełnie nie przypominał tego czarującego mężczyzny, którego poznałam kilka dni temu. W jego oczach nie było już tego blasku, a usta zaciskały się w wąską kreskę.
- Wybacz, że naruszam twoją prywatność, ale powiedziano mi, że tutaj znajdę swojego lowelasa – oparłam z lekko złośliwym uśmiechem na twarzy, naśladując obojętny ton Amelii. Derek – wciąż patrząc mi w oczy – skinął palcem, co z pewnością miało być znakiem dla Isaaca.
- Cześć, księżniczko – usłyszałam uśmiechnięty głos blondyna, który następnie musnął mój policzek ustami, pomimo krzywego spojrzenia Dereka. Myślałam, że mi się przewidziało, ale prawdopodobieństwo, że w jego oczach dostrzegłam nutę zazdrości, było wysokie. Cóż, trzeba było się postarać.
- Zaczekasz chwilę? – spytał Isaac. – Muszę się tylko ogarnąć.
Skinęłam delikatnie głową.
- Zaczekam na zewnątrz – oznajmiłam i odwróciłam się z satysfakcjonującym uśmiechem, a następnie wolno ruszyłam w stronę powrotną.
- Tknij ją, a cię własnoręcznie zabiję – usłyszałam jeszcze z oddali warkot Dereka z pewnością skierowany w stronę Isaaca.

1 komentarz: