wtorek, 8 października 2013

Rozdział 3 - "There's just so much you don't know about me, darling."

- Podzielę was teraz na grupy po dwie osoby - powiedział pan Harris z lekkim uśmiechem, spoglądając na wszystkich uczniów w klasie. - Każda para dostanie ode mnie temat, na którego opracowanie ma tydzień. Technika dowolna. Proszę jednak, by była to ciekawa forma, przy której nie będziemy ziewać. Nadio - zwrócił się do mnie i spoglądał przez chwilę w moje zielone oczy, po czym jego uśmiech się rozszerzył. - Jako że jesteś nowa, postaram się dać ci kogoś, kto nie tylko będzie twoim partnerem przy zadaniu, ale i pomoże ci w nadrobieniu materiału. Newton Isaac - w ciągu zaledwie kilku sekund od wypowiedzenia nazwiska wysoki blondyn, dobrze zbudowany i przystojny zajął wolne miejsce obok mnie, podparł głowę na dłoni i z szerokim, głupkowatym uśmiechem zaczął się na mnie dosłownie gapić. 
- Cześć - mruknęłam cicho i westchnęłam. Nie to, że od razu go skreśliłam. Po prostu nie byłam przyzwyczajona do tego, że ktoś, kto siedzi tak blisko, uparcie wlepia we mnie swoje gały. Nie powiem, on miał akurat bardzo ładne. 
- Wierzenia i legendy celtyckie - powiedział nauczyciel kładąc na mojej ławce swój notes i bazgrząc coś w nim. Oboje skinęliśmy głowami.
- Przepraszam - rzucił ze śmiechem Isaac, kiedy nauczyciel odszedł, widząc moje delikatne zmieszanie. - Jestem po prostu szczęściarzem.
- Dlaczego?
- Bo większość chłopców chciałoby się tu znaleźć.
- Wątpię - posłałam mu słodki uśmiech i zmrużyłam delikatnie moje kocie oczy.
- Mówię to, co widzę. 
Rozejrzałam się po klasie. No tak, miał rację. Mimo że większość uczniów była już podzielona, chłopcy wciąż z nadzieją spoglądali to w naszą stronę, to na nauczyciela. Przeniosłam wzrok na koniec klasy, gdzie swoje miejsce miał nie kto inny, jak pan Derek. Jego spojrzenie w moją stronę nie posiadało "uczuć". Choćby tych najmniejszych, najgłupszych. Uniosłam lekko brew ku górze, an co ten wciąż nie reagował. 
- ... więc może spotkamy się u mnie? 
Przeniosłam wzrok na blondyna.
- Przepraszam - bąknęłam. - Zamyśliłam się.
- W porządku - rzucił wesoło. - Więc może pozbieramy materiały i spotkamy się u mnie, by wszystko ustalić?
- Jasne.
W tym momencie zadzwonił dzwonek jednocześnie kończąc i przerywając naszą rozmowę.
- Nadii, potrzebuję cię jakoś złapać - dodał Isaac, zrównując ze mną krok. - Nie chcę się jednak narzucać, ani nic, ale chciałbym dostać przynajmniej twój numer telefonu.
- Spoko - rzuciłam i chwyciłam długopis, który nagle pojawił się w dłoni Isaaca, jakby doskonale wiedział, że go dostanie. Na wierzchu jego ciepłej dłoni drobnym pochyłym pismem wykaligrafowałam mój numer komórki. 
- Dziękuję - powiedział z szerokim uśmiechem. - Zadzwonię dziś wieczorem, ok?
Skinęłam delikatnie głową i odprowadziłam rozpromienionego blondyna wzrokiem. Następnie sama skierowałam się w stronę swojej szafki, czując na sobie czyjś wzrok. Nie odwróciłam się. Bałam się? Bardzo możliwe. Czego? Tego, kogo mogłabym ujrzeć.

                       * * * * * * * * * * * 

Godziny lekcyjne mijały dość szybko. Nim się obejrzałam, wychodziłam już ze szkoły. Przystanęłam na pierwszym schodku i odetchnęłam głęboko. Budynek szkoły opuszczałam jako jedna z ostatnich. Na moje nieszczęście nie skserowałam sobie wcześniej planu, a więc musiałam go przepisać. Potrząsnęłam głową i ruszyłam wolno w stronę swojego samochodu, który tak bardzo zafascynował rano tłumy gapiów. Nie dziwiłam się zresztą. 
Mało kto jeździł takim skarbem, jaki posiadałam. Nawet Dorian mógł sobie o nim pomarzyć. Miałam szczęście, że pochodziłam z obrzydliwie bogatej rodziny. Prawdę mówiąc - stojące pod tą szkołą bugatti było jednym z trzech samochodów, które posiadałam w swojej kolekcji. Prócz tego był też motor od Pan Nelson. Mój konik. Znaczy koń. W sensie dosłownym. Czarny. Ale bez koralików we włosach i normalnym długim ogonem, który nie był upleciony w warkocz. 
Z delikatnym uśmiechem na twarzy przejechałam palcem po masce czarnego samochodu. Za wycieraczką dostrzegłam białą kartkę złożoną idealnie w mniejszy prostokąt i zapisaną w środku męskim pismem. To nie były bazgroły. To było ozdobne męskie pismo.

               " Trzymaj się z daleka od Isaaca. "

Trzymając w dłoni karteczkę rozejrzałam się uważnie po szkolnym parkingu. Wszyscy zajęci byli własnymi sprawami. Westchnęłam cicho pozbywając się resztek nadziei. Sprawca musiał być tu wcześniej, gdy było tu pusto, albo gdy było naprawdę tłoczno. Czyli kilkanaście minut temu. Odwróciłam się i wolną ręką wymacałam kluczyki w kieszeni skórzanej kurtki. 
- Przestań to robić! - krzyknęłam, spoglądając z wściekłością na Dereka, który nagle pojawił się przede mną.
- Niby co? - jego obojętna postawa zaczynała działać mi na nerwy. Listę dopełniały jego nagłe pojawienia się w wielu miejscach, gdzie jestem, a przede wszystkim jego ciągłe gapienie się na mnie z obojętnym wyrazem twarzy, Nie odpowiedziałam, więc wzruszył ramionami. - Jeśli możesz, trzymaj się z daleka od Isaaca i jego rodziny.
- Potrafię o siebie zadbać. - mruknęłam ironicznie.
- No nie wiem.. - zaczął, zakładając dłonie na piersi. Usłyszałam ciche skrzypienie jego skórzanej kurtki.
- Jest masa rzeczy, których o mnie nie wiesz - przerwałam mu stanowczym tonem. Kilka sekund później przekręcałam już kluczyki w stacyjce. Spojrzałam w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą był Derek, jednak wiedziałam od razu, że już go nie będzie. Nieładnie, Nadio. Po raz kolejny w ciągu dzisiejszego dnia zdenerwowałaś pana Hale, który jest zazdrosnym, zarozumiałym, egoistycznym, ale bardzo przystojnym dupkiem.

2 komentarze: